Ñàéò ïîå糿, â³ðø³, ïîçäîðîâëåííÿ ó â³ðøàõ ::

logo

UA  |  FR  |  RU

Ðîæåâèé ñàéò ñó÷àñíî¿ ïîå糿

Á³áë³îòåêà
Óêðà¿íè
| Ïîåòè
Êë. Ïîå糿
| ²íø³ ïîåò.
ñàéòè, êàíàëè
| ÑËÎÂÍÈÊÈ ÏÎÅÒÀÌ| Ñàéòè â÷èòåëÿì| ÄÎ ÂÓÑ ñèíîí³ìè| Îãîëîøåííÿ| ˳òåðàòóðí³ ïðå쳿| Ñï³ëêóâàííÿ| Êîíòàêòè
Êë. Ïîå糿

 x
>> ÂÕ²Ä ÄÎ ÊËÓÁÓ <<


e-mail
ïàðîëü
çàáóëè ïàðîëü?
< ðåºñòðaö³ÿ >
Çàðàç íà ñàéò³ - 6
Ïîøóê

Ïåðåâ³ðêà ðîçì³ðó




Jan Kochanowski

Ïðî÷èòàíèé : 182


Òâîð÷³ñòü | Á³îãðàô³ÿ | Êðèòèêà

Muza

Sobie  śpiewam  a  Muzom.  Bo  kto  jest  na  ziemi,
Co  by  serce  ucieszyć  chciał  pieśniami  memi?
Kto  nie  woli  tym  czasem  zysku  mieć  na  pieczy,
Łapając  grosza  zewsząd,  a  podobno  k'rzeczy.
Bo  z  rymów  co  za  korzyść  krom  próżnego  dźwięku?
Ale  kto  ma  pieniądze,  ten  ma  wszytko  w  ręku:
Jego  władza,  jego  są  prawa  i  urzędy;
On  gładki,  on  wymowny,  on  ma  przodek  wszędy.
Nie  dziw  tedy,  ze  ludzie  cisną  się  za  złotem,
A  poeta,  słuchaczów  próżny,  gra  za  płotem,
Przeciwiając  się  świerczom,  które  nad  łąkami
Ciepłe  lato  witają  głośnymi  pieśniami.
Jednak  mam  tę  nadzieję,  że  przedsię  za  laty
Nie  będę  moje  czułe  nocy  bez  zapłaty;
A  co  mi  za  żywota  ujmie  czas  dzisiejszy,
To  po  śmierci  nagrodzi  z  lichwę  wiek  późniejszy.
I  opatrzył  to  dawno  syn  pięknej  Latony,
Że  moich  kości  popiół  nie  będzie  wzgardzony.
 
Przeto,  jako  was  kolwiek  prosty  gmin  szacuje,
Panny,  którym  lotnego  konia  zdrój  smakuje,
Ja  jeden  niech  wam  służę  a  za  cześć  poczytam
Sobie,  że  się  dróg  inszych  niż  pospólstwo  chwytam.
Wy  mię  z  ziemie  wzwodzicie,  wy  mię  wyłączacie
Z  liczby  nieznacznej  i  nad  obłoki  wsadzacie,
Skąd  próżne  troski  ludzkie  i  niemęskę  trwogę,
Skąd  omylną  nadzieję  i  błąd  widzieć  mogę.
Za  wami  idąc,  ani  o  bogate  złoto,
Ani  o  perły  drogiej  ceny  dbam,  jako  to
O  rzeczy,  ktore  wedle  swego  zabaczenia
Raz  mnie  szczęście,  raz  temu  da  krom  uważenia.
Ale  to  moja  praca  -  bezecna  Zazdrości,
Przepadni  ziemię!  -  abym  i  w  tej  śmiertelności,
I  potym  był  u  ludzi  w  powieści  uczciwej,
A  nie  podlegał  wszytek  śmierci  zazdrościwej!
Do  tego  mi  pomóżcie,  o  boginie  święte,
Szczęściąc  przyjaźnią  swoją  prace  me  zaczęte.
 
Wam  wolno  dać  i  niemym  rybom  głos  łabęci,
O  panny,  o  Jowiszów,  o  pięknej  Pamięci
Cny  narodzie!  Wy  siedząc  przy  ojcowskim  stole,
Tam  gdzie  wszytek  niebieski  zbór  używa  w  kole,
Złączacie  swój  wdzięczny  głos  z  gęślami  mownymi;
Przypominając  bogom  to  między  inszymi,
Jako  skrzętny  Encelad,  Mimas  niezmierzony,
Zuchwalec  Porfyrijon,  Retus  nieskrócony,
Dziewięsił  Brijareus  i  Tyfon  storęki
Chcieli  z  drugimi  braty  do  nieba  przezdzięki,
Góry  na  góry  kładąc;  i  tak  blisko  byli,
Ze  już  twardymi  dęby  w  jasną  bramę  bili.
Próżno  to;  strach  był  w  niebie  i  trwoga  niemała,
Ale  naduższy  olbrzym  co  bogu  udziała?
Tu  w  szczerym  dyjamencie  Mars  ogromny  stoi
Z  mieczem  na  obie  ręce;  tu  w  ognistej  zbroi
Wulkanus;  przy  nim  Juno  nieprzewyciężona
I  tarczą  nieprzebitą  Pallas  zasłoniona.
Byłeś  i  ty,  Apollo,  nad  zastępy  śmiały,
Wyniszczyłeś  do  czysta  sajdak  pełnostrzały,
Na  koniec  sam  Jupiter,  gniewem  poruszony,
Wziął  w  rękę  ostry  piorun,  piorun  niezgaszony,
Niepochybny,  niezłomny,  którym  więc,  rzecz  tęga,
przez  ziemię  aż  do  piekła  ostatniego  sięga.
Tym  uderzył  w  pośrzodek  zuchwalców  swowolnych,
A  ci  na  szyję  spadli  aż  do  krajów  dolnych;
Tamże  je  roztrzaśnione  góry  przywaliły,
Żywe  i  martwe,  za  raz  wedle  ciał  mogiły.
To  wy  bogom  śpiewacie;  a  owym  w  pokoju
Miło  wspominać  dawny  strach  przeszłego  boju.
Z  was  ma  cnota  zapłatę,  a  dzielność  milczana
Ledwe  nie  toż  jest,  co  i  gnuśność  pokopana.
Nie  sama  od  przyjaciół  ni  od  matki  z  łona
W  obce  kraje  Helena  morzem  uniesiona;
Nie  jeden  Menelaus  o  żonę  się  wadził,
Nie  pierwszy  Agamemnon  tysiąc  naw  prowadził,
Nie  raz  Troja  burzona;  przed  Hektorem  siła
Mężnych  było,  którym  śmierć  przy  ojczyźnie  miła,
Ale  wszyscy  w  milczeniu  wiecznym  pogrążeni,
Że  poety  zacnego  rymy  przebaczeni.
A  choć  dobrze  Homerus  w  tej  liczbie  przedniejszy,
Jednak  ma  swoje  chlubę  i  wiek  pośledniejszy,
Który  w  elejskim  prochu  sławnych  zapaśników
Nie  zamilczał  i  skrzydłonogich  zawodników.
 
Kto  by  był  znał  tych  wieków  Turna  walecznego
Albo  mężną  Kamillę,  albo  Lausa  cnego?
Kto  Palanta,  kto  burdy  zaś  we  Włoszech  nowe
Trojańskie,  by  nie  głośne  wiersze  Maronowe?
A  niemniej  i  to  sławni,  niemniej  znakomici,
Które  sprawca  łacińskich  słodkobrzmiących  nici
Uczcił  pieśniami  swymi,  nad  złoto  droższymi.
O  nowszych  niech  czas  sądzi  za  czasy  przyszłymi.
 
Mówi  Zazdrość:  "Wiem,  o  co  idzie,  pisorymie!
Chciałbyś  wziąć".  Jędzo,  ta  się  mnie  troska  nie  imie!
By  mi  był  nie  zostawił  ojciec  nie  po  sobie
Albo  żebym  nie  umiał  przestać  na  chudobie,
Jednak  by  mię  Myszkowski  Piotr  był  nie  przebaczył,
Który  swą  hojną  ręką  podeprzeć  mię  raczył;
Nie  prze  to,  żebym  przed  nim  stał  w  pacholczym  kole
Albo  i  przy  nastółce  ciągnął  się  przez  pole;
Ale  żebym,  wygnawszy  niedostatek  z  domu,
Tym  głośniej  śpiewał,  a  nie  podlegał  nikomu,
Tą  łaskę  jego,  proszę,  siostry  wiekopomne,
Pomnicie  opowiadać  na  czasy  potomne,
Aby  w  niebie  swą  ludzkość  i  sam  widział  po  tym;
Bo  żyw  był  a  nie  słyszeć  ledwe  by  co  po  tym.
A  ja,  o  panny,  niechaj  wiecznie  wam  hołduję
I  żywot  swój  na  waszych  ręku  ofiaruję,
Kiedy,  ziemi  zleciwszy  śmiertelne  zewłoki,
Ogniu  rówien  prędkiemu,  przenikną  obłoki.


Íîâ³ òâîðè