Ñàéò ïîå糿, â³ðø³, ïîçäîðîâëåííÿ ó â³ðøàõ ::

logo

UA  |  FR  |  RU

Ðîæåâèé ñàéò ñó÷àñíî¿ ïîå糿

Á³áë³îòåêà
Óêðà¿íè
| Ïîåòè
Êë. Ïîå糿
| ²íø³ ïîåò.
ñàéòè, êàíàëè
| ÑËÎÂÍÈÊÈ ÏÎÅÒÀÌ| Ñàéòè â÷èòåëÿì| ÄÎ ÂÓÑ ñèíîí³ìè| Îãîëîøåííÿ| ˳òåðàòóðí³ ïðå쳿| Ñï³ëêóâàííÿ| Êîíòàêòè
Êë. Ïîå糿

 x
>> ÂÕ²Ä ÄÎ ÊËÓÁÓ <<


e-mail
ïàðîëü
çàáóëè ïàðîëü?
< ðåºñòðaö³ÿ >
Çàðàç íà ñàéò³ - 2
Ïîøóê

Ïåðåâ³ðêà ðîçì³ðó




Mikołaj Rej

Ïðî÷èòàíèé : 224


Òâîð÷³ñòü | Á³îãðàô³ÿ | Êðèòèêà

WIZERUNK WŁASNY ŻYWOTA CZŁOWIEKA POCZCIWEGO. Rozdział pierwszy - Ipokrates

Ten pirwszy rozdział zową IPOKRATES,
ktory jakoby czyni rzecz ku swoim dyscypułom,
upominając je, aby naśladowali cnotliwej powinności swojej
a byli pilni dobrego ćwiczenia


Ipokrates  on  mędrzec  a  filozof  dawny,
Ktory  był  w  swych  zacnościach  za  swych  czasow  sławny,
Ten  człowieczą  naturę  właśnie  rozeznawał,
A  przyczyny  do  każdej  rzeczy  słuszne  dawał.
Przecz  sie  tak  w  dziwnych  sprawach  narody  mieszają,
A  w  rozlicznych  roznościach  myśli  zawieszają,
Iż  gdy  co  jedny  mierzi,  podoba  sie  drugim,
Wywodził  to  rozumem  i  rozwodem  długim,
Dawając  w  tym  przyczynę  złemu  przyrodzeniu,
Zwłaszcza  ktore  nie  bywa  w  poczciwym  ćwiczeniu.
Gdyż  ćwiczenie  na  rozum  jest  by  deszcz  majowy,
Ktory  każdemu  ziołku  bywa  barzo  zdrowy,
Iż  po  nim  zawżdy  każde  barzo  sporo  roście;
Takżeć  też  pewnie  rozum  od  ćwiczenia  proście.

I  tę  zawżdy  naukę  uczniom  swym  przywodził,
Aby  każdy  często  z  nich  do  źwierciadła  chodził,
A  gdy  czarność  obaczy  na  twarzy  a  zmazy,
Aby  też  przepatrował  i  na  duszy  skazy.
A  jeśliżeby  mu  sie  co  w  twarzy  nie  zdało,
Pomniał,  że  to  szkodliwsze  co  wewnątrz  przywrzało,
A  tego  aby  pilniej  poprawował  w  sobie.
Gdyż  to  na  wirzchu  snadnie  leda  czym  oskrobie.
Przy  tym  zamyśliwszy  sie  w  tym  z  pilnością  o  nich,
Uczynił  tymi  słowy  tę  namowę  do  nich:

Myśl  wolna,  ozdobiona  sławną  ślachetnością,
Nie  wytrwa,  by  miała  być  nikczemną  prożnością
Zabawiona,  gdyż  słusze  każdemu  stanowi
Swe  sprawy  wieść,  by  się  wżdy  miały  k  rozumowi.
Bo  to,  co  oczy  widzą,  wszytko  z  czasem  minie,
Jedno  sława  poczciwa  ta  nigdy  nie  ginie.
Z  tej  przyczyny  przystoi  to  pięknie  każdemu,
By  swe  ślachetne  sprawy  zawżdy  wiodł  k  lepszemu,
Nie  tracąc  marnie  czasu,  mając  Boskie  dary,
Gdyż  zawżdy  u  poczciwych  to  był  zwyczaj  stary.
Bo  acz  jest  rzecz  straszliwa  o  to  sie  pokusić,
Szacować  ludzkie  sprawy,  musi  dzwonka  ruszyć
I  nie  trzeba  paździorka  ani  prochu  w  oku  
Mieć,  a  z  rejestru  stąpać  a  nie  mylić  kroku.
Choć  każdy  jaśnie  widzi,  jako  sie  świat  toczy,
Gdyż  na  nim  nic  tajnego,  sam  wszytko  osoczy.
A  przedsię  chociaj  prawda  dolęże  poczciwa,
Wżdy  każdy,  jako  może,  swe  sprawy  pokrywa.  
Boby  rad  każdy  taki  w  szałwiją  pokrzywy,
A  miedź  w  złoto  obrocił,  choć  będzie  fałsz  żywy.
Ale  coż  rzec:  Już  nie  lza,  jedno  na  to  morze
Tak  i  bez  wiosła  płynąć,  chociaj  zewsząd  gorze.
Acz  ta  rzecz  bez  przysmakow  a  dziwnych  przymowek  
Być  nie  może,  gdyż  pełen  świat  dziś  dziwnych  głowek,
Co  i  omacmie  wszytko  jako  we  dnie  widzą
A  by  rzecz  najsłuszniejsza,  przedsię  o  niej  szydzą.

Acz  zasię  przewrociwszy  kartę  z  drugiej  strony,
Gdzie  będzie  z  poczciwością  rozum  przyrodzony,  
Ten,  choć  co  nietrefnego  obaczy,  pokrywa,
A  w  każdej  zacnej  sprawie  miary  swej  używa.
W  tych  nadzieję,  wżdyć  też  są,  może  się  nie  trwożyć,
A  wszetecznych  szacunki  na  stronę  odłożyć,
Ktorzy  bez  rozmysłu  spraw  a  zawżdy  w  swej  woli  
Używają  wszetecznie,  mając  świat  po  woli.
Bo  prawda  gdzie  swe  skrzydła,  by  orzeł,  roztoczy,
Już  fałsz  ponuro  chodzi,  już  łeb  w  ziemię  tłoczy,
Prawie  jako  pustołka  nisko  pod  nią  lata,
A  motyle,  żywiąc  sie,  kędy  może,  chwata.  
Gdyż  ona  jest  w  obronie  nie  leda  możności,
Tej  broni  i  tak  sie  zwał  on  Pan  z  wysokości,
Ktory  zawżdy  nawięcej  tym  obrażon  bywa,  
Kiedy  kto  prawdę  niszczy  a  fałszu  używa,  
Ktory  zawżdy  głośno  brzmi  jako  dzwonek  w  worze,  
Skacząc  jako  głodny  kot  po  pustej  komorze.

A  tak,  Boże  wszechmocny,  z  niebieskiej  możności,
Ktorego  świat  i  niebo  pełno  wielmożności,
Co  świadczy  miesiąc,  gwiazdy  i  jasność  słoneczna  
Jaka  jest  twa  dziwna  moc  a  bez  końca  wieczna!  
Patrząc  na  jego  zorze  w  pięknej  czerwoności,
Gdy  wynika  z  morskich  wod  a  gor  wysokości,
Oświecając  a  przyszły  dzień  wdzięczny  sprawując,
Łaskę  twą  i  pociechę  tu  wszytkim  winszując,
Zaziębłość  nędznej  ziemie  mile  zagrzewając,
A  jej  śliczne  żywioły  prawie  ożywiając.
Miesiąc  też  także  wszytkim  pracującym  w  nocy  
Jako  jest  z  twojej  łaski  na  wielkiej  pomocy!  
Zaż  spracowany  oracz  nie  nadobnie  śpiewa,
Robiąc  w  jego  jasności,  pracej  swej  ulżywa?
Zaż  on  podrożny,  jadąc  w  nocy  w  tej  jasności,
Nie  używa  rozkoszy,  widząc  odmienności
Na  powietrzu,  na  gwiazdach,  a  dnia  sie  nadziewa?
Z  weselem  "Christe  qui  lux  es  et  dies"  śpiewa
Wspomniawszy  obietnice  wierne  bostwa  twego,
Iż  ten  zawżdy  bezpieczen  upadku  każdego,
Kto  wiernie  bostwu  twemu  dufa,  a  w  stałości
Porucza  swoje  sprawy  twej  Boskiej  możności,
Gdyżeś  go  swym  anjołom  tak  w  opiekę  zwierzył,
By  sie  snadź  i  o  kamyk  nigdy  nie  uderzył..

Nuż  poźrzawszy  na  rozkosz  świata  obłędnego,  
Gdy  uźrzemy  ze  wszech  stron  dziwne  sprawy  jego:  
Ano  z  dziwnemi  kstałty  ptaszkowie  latają,
A  twą  cześć  rozlicznemi  głosy  wyznawają;
Drzewa  sie  rozkwitają  w  pięknej  zieloności,
Dawając  wdzięczny  owoc  ku  ludzkiej  żywności;
Kwiateczki  sie  roztrząsły  po  szyrokiej  ziemi,
A  każdy  w  rożnych  farbach  dziwnie  piękność  mieni,
Dawając  z  siebie  dziwne  rozliczne  wonności,  
Takież  rożne  owoce  przyjemnej  wdzięczności,
Żywność  i  smak  źwierzętom  ku  ich  pożywieniu,
I  inych  wiele  rzeczy  nam  ku  pocieszeniu.
A  gdyż  cie  w  dziwnych  sprawach  tak  wyznać  musimy,
A  żeś  nam  Bog  łaskawy,  tak  sobie  tuszymy.  
Nic  nie  trudno,  kto  zacznie  co  w  twe  święte  imię,
Gdyż  pewna,  iż  ktoć  dufa,  nigdy  nie  zaginie.
Bowiem  to  zacząć,  co  ma  tknąć  stanu  każdego,
Podobno  jest  przygodam  morza  burzliwego:
Kto  sie  w  nim  i  tam  i  sam  na  wsze  strony  chwieje,  
A  gdzie  przypaść  do  brzegu,  niepewnej  nadzieje.
Ano  sie  rwą  powrozy  ,  żagle  sie  padają,
Kotwice  do  dna  płynąc  ledwe  dostawają.
Tu  nie  lza  w  złej  nadzieji  jedno  deszczkę  chwytać,
Bo  się  tam  do  przyjacioł  barzo  trudno  pytać.  

Lecz  iż  sie  teraźniejsza  sprawa  prawie  ciągnie,
Za  onym  zacnym  gniazdem,  gdzie  sie  cnota  lągnie,
Już  bezpiecznie  pioreczko  za  nią  może  płynąć,
A  gdzie  sie  ona  kąpie,  przy  niej  sie  ochynąć.
Gdyż  i  zacni  przodkowie  minęłego  wieku,  
Widząc,  iż  nic  milszego  nie  ma  być  człowieku
Po  łasce  Pana  swego  nad  sławę  poczciwą,
Ktora  czyni  każdemu  wiecznie  pamięć  żywą,
Nawięcej  sie  tym  pismem  tu  zawżdy  parali,
Ktorym  światu  powinność  jego  przytaczali.  
Bo  nic  na  tym,  chocia  kto  majętność  utraci,
Zawżdy  bogat  i  zacny,  gdy  sie  z  cnotą  zbraci.
Bowiem  choć  na  mały  czas  w  dobrym  mieniu  zginie,
Przedsię  jego  zacny  stan  zawżdy  o  nim  słynie.
W  krotkim  czasie  zawżdy  ji  wzgorę  wynieść  musi,
Bo  żadne  niepoczciwe  oń  sie  nie  pokusi.
A  skądże  to  ma  przypaść  dziś  w  tej  omylności,
Kto  by  chciał  przyć  k  tym  sprawam  a  k  tej  wiadomości?
Nie  lza,  jedno  pisma  czyść  a  sprawy  brakować,
A  tym  co  poczciwszego,  zawżdy  sie  sprawować.
Tam  najdziesz,  jak  omylny  świat  w  swych  sprawach  broił,
A  jako  dziwnie  w  ludzioch  zawżdy  błędy  stroił,
Jedny  przywodząc  k  cnotam  a  drugie  w  łotrostwo,
Wprawując  jedny  w  zacność  a  drugie  w  ubostwo.
Abowiem  kto  z  pilnością  to  uważać  będzie,
Każdy  stan  by  w  źwierciedle  może  baczyć  wszędzie.
Na  koniec  by  też  był  tak  rozumu  tępego,
Iżby  mogł  mieć  i  osła  stryja  rodzonego,
Gdy  uważy  odmienność  dzisiejszego  świata,
Ktora  sie,  ach  niestotyż,  w  teraźniejsze  lata
Tak  szyroce  rozniosła  w  wielkiej  omylności,
Że  prawda  potłoczona,  bujają  chytrości.

Naśladujże  jedno  tych,  ktorzy  w  swej  zacności
Wiedli  zawżdy  swe  stany  w  zacnej  poczciwości.  
Tam,  wierz  mi,  nieomylnie  we  wszytkim  sie  sprawisz,  
Jako  na  wszem  swych  stanow  i  herbow  poprawisz.
Abowiem  gdy  już  cnota  gdzie  swe  gniazdo  zacznie,
Wnet  sie  jej  skutki  zjawią  a  okażą  znacznie.
Ba,  niech  będzie  niedbalec,  leniwiec,  plugawy,
Alić  z  niego  po  chwili  Eurialus  prawy.
Niech  też  będzie  opilec,  karczemnik  i  zwajca,
Wnet  gdy  go  cnota  ruszy,  ali  z  niego  rajca.
Tępość,  bojaźń,  marna  myśl,  wszytko  to  zaginie.
Uźrzysz,  aż  z  nikczemnika  z  cnoty  Hektor  słynie.
Bo  ta  umie  w  poczciwość  każdego  przystroić,
A  nie  każdy  tych  strojow  umie  krawiec  skroić.
Ta  sobie  i  potomstwu  umie  sławę  zjednać,
A  rzeczy  niepoczciwych  uczy  sie  odżegnać.
Dziwnemi  ta  przysmaki  swe  kochanki  tuczy,  
Przypadłość  przyszłych  rzeczy  rozeznawać  uczy,
Dodawając  każdemu  zacności  a  sławy,
A  znać  więc  wszytki  takie  jako  kury  z  pawy.

Bo  acz  jest  rzecz  osobna,  kiedy  przyrodzenie
Pięknie  więc  i  kstałt  komu  i  urodę  mieni,  
Iż  cudna  twarz  błyszcząc  sie  rumianem  z  białości,
Oczy  k  temu  okażą  rozliczne  wdzięczności.
Krok,  pochod,  kstałt,  postawa,  i  ine  przysmaki,
Okazują  zacności  jednak  jakie  znaki.
Lecz  to  przedsię  bez  cnoty  na  głogu  jagody,  
Bo  gdy  sie  do  nich  wspinasz,  mnimasz,  by  na  gody
Ano  przedsię  głog  drapie  i  jagoda  twarda;
Takżeć  uroda  piękna  a  postawa  harda,
Kiedy  cnoty  nie  zstanie,  też  jako  głog  drapie.
A  gdy  jeszcze  podkowy  onej  dzikiej  szkapie  
Osłabieją,  już  taki  i  na  pisaku  padnie,
Bowiem  mu  sie  zatoczyć  przydzie  barzo  snadnie.
Ale  kto  sie  na  ocel  da  cnotą  ukować,
Już  i  na  gołoledzi  może  tym  harcować.

Bo  choć  będzie  krzywy  nos,  oszemłana  broda,  
By  też  i  ku  wilkowi  podobna  uroda,
A  folga  przedsię  będzie  podprawiona  cnotą,
Może  to  bezpiecznie  zwać  wenecką  robotą.
Bo  gdy  tej  nie  dostanie,  już  sie  każdy  kręci,
Stojąc  jako  dziki  wieprz  prawie  bez  pamięci.  
Już  wszędy  nadsłuchawa,  kiedy  gdzie  kto  szepce,
Zda  mu  sie  wszytko  o  nim,  piętą  stojąc  depce,
Kołnierza  poprawuje  a  czapki  potrząsa,
Poglądając  w  każdy  kąt,  wargi  sobie  kąsa.
Ale  bezpieczne  serce  w  poczciwej  zacności
Stoi,  nie  trwożąc  sie  nic,  w  żadnej  omylności.
Żaden  mu  czas  nie  straszen,  żaden  stan  nie  groźny,
Chociaj  więc  sądzi,  zdawa,  chociaj  woła  woźny.
Nigdy  go  nic  nie  ruszą  żadne  trudne  sprawy,
Gdy  on  żywie  poczciwie  jako  człowiek  prawy.
A  nikomu  nigdy  nic  nie  zostawa  winien,
Jedno  to  co  przysłuszy,  tego  zawżdy  pilen.

A  tego  by  ślachetnym  mogł  nazwać  bezpiecznie,  
Bo  ten  jedno  ma  gody  a  wolną  myśl  wiecznie.  
Tego  sobie  poczciwi  palcem  ukazują,  
Gdy  widzą;  ano  drudzy  łotrom  pochlebują.  
A  k  temu  jeszcze  pewien  i  Pańskiej  opieki,  
Gdyż  on  wszytkich  takowych  jest  strożen  na  wieki.
A  iście  nie  dopirko  to  na  świecie  słynie,
Iż  żadnemu  wiernemu  włos  z  głowy  nie  zginie.
Ani  grom,  ani  piorun  nie  ruszy  takiego,
Gdyż  wie,  iż  jest  w  obronie  wszytek  Pana  swego.
Ale  zły,  iż  na  sie  wie  zawżdy  co  sprosnego,
Maca  skobli,  potrząsa  wrzeciądza  słabego.  
Już  zawżdy  łosiej  skory  pociąga  na  brzuchu,
Już  siekiera  za  pasem,  już  pies  na  łańcuchu.  
Pilnie  pyta  ślosarza,  ma  -  li  mocną  kłodkę.
Buława  mu  też  stoi  za  rodzoną  ciotkę,
A  jako  w  własnym  stryju  nadzieja  w  granacie,
A  z  barchanu  natkanym  zgrzebiami  kabacie.
Więc  nie  wiem,  żywot  li,  albo  jaka  rozkosz.
A  snadź  mało  nie  lepsza  ma  pod  strzechą  kokosz,
Ktora  sobie  po  śmieciach  pochadzając  gdacze,
A  wygrzebszy  ziarneczko,  polatując  skacze.
A  nasz  jako  wilk  w  jamie  umizga  sie  siedząc,
Bo  niebezpieczen  chodząc,  niebezpieczen  jedząc.
Ano  by  to  jeszcze  nic,  gdyby  z  pełna  sława,
Ale  i  o  tej  przy  tym  zawżdy  szpetna  sprawa.

A  tak  oni  mędrkowie,  co  wypisowali  
Rozliczne  świeckie  burdy:  i  jako  pływali
Po  morzu,  i  gdzie  Scylla  i  Karybdys  bywa,
I  jakich  strachow  każdy  tam  będąc  używa,
Jakie  ryby  i  dziwny  tam  sie  okazują,
I  jako  marynarze  z  okręty  harcują,  
Jako  Wenus  błaźniła  prostaki  na  świecie,
Jako  Kupido  strzelał  to  swe  głupie  kmiecie,
Jako  broił  Herkules,  kiedy  zabił  hydrę;
Ano  dziś  i  prosty  chłop  też  zabije  wydrę.
Owa  niebo  i  ziemia  pismy  podkreślali,  
Okazując  rozumy,  dziwy  wymyślali.
A  zbiegali  na  świecie  omylności  wszytki,
Szukając,  aby  z  tego  rosły  im  pożytki.

Ano  żaden  pożytek  więtszy  być  nie  może,
Byś  nie  nabarzej  wspinał  z  rozumem,  niebożę,  
Jedno  co  cnoty  uczy  a  wdzięcznej  skromności;
Na  to  by  nie  litować  pracej  ni  trudności,
A  to  ludziom  przywodzić  nędznym  ku  pamięci,
Co  razem  i  dobrą  myśl,  i  duszę  poświęci.
Bo  są  w  narodzie  ludzkim  smaczne  ty  trzy  rzeczy,  
A  iście  je  każdy  stan  miałby  mieć  na  pieczy:
Pożyteczne,  rozkoszne  a  poczciwe  k  temu,
Lecz  poślednie  ma  milsze  być  ze  wszech  każdemu.
Bo  wszytki  ine  sprawy  pełne  omylności,
Jedno  to  na  wieki  trwa,  co  jest  z  poczciwości.  
A  o  tym  by  snadź  wszyscy  pisać  i  czyść  mieli,
Czym  by  w  poczciwej  sławie  na  wieki  słynęli.
Bo  co  jest,  iż  kto  pisał  Wenusowe  błędy,
Kupidowe  zastrzały,  Parysowe  sądy,
Ony  listy  gamrackie,  co  sobie  pisali
Ci,  co  tu  w  wszeteczeństwie  świata  używali?
Nic,  jedno  tym  pomoże  niewinne  młodości,
Ktorzy  jeszcze  nie  znali  żadnej  wszeteczności,
Iż  czytając  ty  sprawy,  takież  sie  w  nich  ćwiczy,  
A  zacne  przyrodzenie  ostatka  dożyczy,  
Ktore  w  bujnej  młodości  by  wirzbowa  witka,  
Kędy  ją  chcesz  nachylić,  tędy  roście  wszytka.  

Aleby  tak  snadź  kto  rzekł,  iż  zacni  stanowie,
Gdy  nie  mają  co  czynić,  czytają  to  sobie,
By  sie  po  trudnych  sprawach  wżdy  też  pocieszyli,
A  wzwiedzieli  wszytek  świat,  gdzie  sami  nie  byli.
Ale  by  ci  baczyli,  co  na  nich  zależy,  
Snadźby  to  opuścili,  z  czym  prędko  czas  bieży.  
A  lepiej  by  sie  uczyć  takich  przystojności,  
Ktoremi  by  swój  stan  wieść  w  zacnej  poczciwości.  

Bo  jeszcze  nie  tak  dziwno,  gdy  mały  stan  błądzi,
A  iż  go  przedsię  cnota  z  poczciwością  rządzi.
Ale  kiedy  ow  bałwan  na  świat  wysadzony,
Ktorego  oczy  widzą  i  z  dalekiej  strony,  
A  uszy  o  nim  słyszą,  języki  wołają,  
Ony  jego  wszeteczne  sprawy  roznaszają,  
To  jest  gorsze  niżli  wrzod,  niżli  scyjatyka,  
Gdy  po  światu  roznoszą  marnego  nędznika,  
Ktory  miał  być  przykładem  inym  w  poczciwości;
Ano  piosnki  śpiewają  o  Jego  Miłości.

O,  nędzaż  to  fortuna,  kogo  tak  rozpieści,  
Natkawszy  pełne  kąty  wszędy  przypowieści  
Marnych  o  jego  stanie,  po  światu  rozniesie;  
Ledwe  o  nim  nie  wyją  czasem  wilcy  w  lesie.
A  coż  im  to  sprawuje?  Jedno  złe  ćwiczenie
A  małe  na  swe  stany  poczciwe  baczenie.
Już  on  mnima,  gdy  panem,  iż  jest  Plato  prawy.
Ano  wyborny  Dromo,  kto  zna  jego  sprawy.
Mnima,  iż  gdy  chce,  może  rozumu  pożyczyć.  
Anoby  sie  nieboże  lepiej  własnym  ćwiczyć,
By  sie  i  drudzy  potym  od  ciebie  uczyli,
A  tej  pustej  stodoły  darmo  nie  tuczyli.
Bo  co  jest  srebro,  złoto,  altembasy,  szaty,
Ściany  pięknie  obite  rozlicznemi  płaty,  
A  w  nich  siedzi  idolum,  by  w  karmniku  kiernoz;
Przystojniej  by  mu  czasem  dźwignąć  ze  błota  woz.
Rownie  jako  na  osła,  gdy  z  złotym  forbotem
Włożą  piękny  rząd  srebrny,  wszytko  spluska  błotem,
Takież  nasz  miły  duszka,  gdy  ze  pstremi  bramy  
Siędzie,  wszytko  popluska;  wszak  je  dobrze  znamy.
Nie  pomoże  nic  świni,  by  szła  w  złotohławie.
Przedsię  ona  do  błota  a  zawżdy  w  złej  sławie.
Także  bogacz  nadęty  a  nic  k  rozumowi
Podobien  ku  brzmiącemu  grochem  pęcherzowi.  

Bo  i  szara  sukienka,  kiedy  w  poczciwości,
Nadobnie  umie  zdobić  każdego  zacności.
Bo  pokornie  malują  cnotę,  nie  w  sajanie;
A  zda  mi  się,  iż  u  niej  bramy  barzo  tanie.
Acz  i  bram  poczciwemu  nigdy  nie  zawadzi,
Lecz  to  barzo  szpetny  wzor,  kto  swą  cnotę  zdradzi,
Co  narychlej  przypada  z  pieszczoty  wszetecznej,
Ktora  na  małej  pieczy  miewa  sławy  wiecznej.
Bo  każdy  baczyć  może,  co  więc  z  tego  roście,
A  prawie  k  rozumowi  nie  potrzebni  goście:  
Bujna  myśl  a  wzgardzenie,  nadętość  a  prożność,
A  to  wszytko  z  rozumem,  wierz  mi,  wielka  rozność.
Bo  kogo  już  więc  nazbyt  fortuna  rozpieści,
Już  więc  tam  płocho  w  głowie,  już  trwoga  bez  wieści.
Abowiem  kto  chce  prawym  rozumem  szafować,
Już  tam  trzeba  czujniej  spać  a  rzadko  prożnować.
Bo  praca  zawżdy  chce  mieć  przypadłe  pożytki,
Co  jest  na  małej  pieczy,  gdzie  są  na  wszem  zbytki.
Leży  rozwaliwszy  brzuch,  myśli  albo  brząka,
Ledwe  aż  sie  jeść  zachce,  toż  jako  wieprz  krząka.
Ano  iście  nie  trzeba  pieszczoty  leniwej,
Kto  chce  zamki  ubieżeć  do  cnoty  poczciwej.
Łacnoć  z  Owidyjuszem,  kiedy  o  miłości
Przeczytasz  jego  błędne  świeckie  wszeteczności.
Albo  i  Wergiliusz,  gdy  wiedzie  z  przełaje
Ony  dziwne  fabuły,  co  je  baba  baje.
Czym  sie  więc  młody  rozum  prawie  zamieszawa,
Gdy  opuści  prawy  grunt  a  w  plotki  sie  wdawa.
Albo  inszy  kuglarze,  co  tego  na  świecie
Napisali  z  szumnych  łbow,  aż  sie  myśl  zaplecie.

Bo  rozum  ma  ostry  nas  a  skrzydła  szyrokie,  
A  jako  bujny  orzeł  lata  pod  obłoki  
A  nie  bawi  sie  nigdy  nic  plotkami  znacznie,  
A  barzo  ji  snadnie  znać,  gdzie  swe  gniazdo  zacznie.
Bowiem  każdą  skrytą  myśl  snadnie  wyda  mowa,
Gdyż  zawżdy  gęba  plecie,  o  czym  myśli  głowa:
Oracz  zawży  o  pługu  z  trzosłem,  o  lemieszu
Mnich  także  o  kapicy,  o  trepkach,  o  pleszu.
Rycerz  z  tarczą  a  z  drzewem  wnet  na  plac  wyjdzie,
A  każdy  więc  swą  porze  na  każdej  biesiadzie.
Myśliwiec  też  z  ogary,  z  rarogi  a  z  charty
Jedzie  na  plac,  choć  szkapie  będzie  grzbiet  odarty.
Marynarz  żagle  toczy,  kotwic  poprawuje,
A  każdy  z  tym,  co  umie,  po  placu  harcuje.
Owa  sie  nie  utai  nigdy  w  worze  szydło;
Każdy  tego,  co  umie,  nie  puści  na  skrzydło.

A  tak  tym  zamieszaniem  siła  młodych  głowek,
Nabrawszy  w  młody  rozum  niepotrzebnych  słowek,
Teraz  tym,  teraz  owym  myśl  sobie  zakręci,  
Aż  czasem  razem  wszytko  wynidzie  z  pamięci.
Abowiem,  co  chce,  z  wosku  barzo  snadnie  zlepi.  -  
Także  też  są  odmienne  młodej  głowy  sklepy.
Ale  gdy  wdzięczna  młodość  w  to  bywa  wprawiona,
Czym  by  potym  jej  zacność  była  ozdobiona,  
A  z  młodu  jako  pczołka  na  tych  ziołkach  drobnych
Zbiera,  co  k  rozumowi,  w  naukach  podobnych,
Już  więc  potym  kiedy  sie  bezpieczniej  rozlała,
To  już  i  po  wysokich  drzewach  sobie  trzpiała,
A  snadnie  już  dochodzi  onych  wiadomości,  
Skąd  przychodzą  ślachetnych  stanow  poczciwości.
Już  i  ziemię  i  niebo  snadnie  umie  zbiegać
A  każdą  rzecz  wątpliwą  rozumem  rozeznać.

Skąd  więc  rostą  powagi,  rostą  i  pożytki,
Cnoty  sie  zamnażają,  a  niszczeją  zbytki.  
A  tak  więc  przychadzają  ku  onej  zacności,
W  ktorej  fałszu  nie  bywa  ani  omylności,
Jedno  szczyra  ślachetność  a  ona  cna  cnota,
Ktora  i  dyjamenty,  i  błyszczące  złota,
Gdyby  była  na  wadze,  barzo  z  kloby  mija,  
A  prawie  swa  zacność,  aż  niebo  przebija.
Bez  ktorej  sie  ślachetnym  żaden  nie  może  zwać,
A  ta  jedno  bezpiecznie  umie  nas  rozeznać
Od  onych  błędnych  źwirząt,  ktore  chodzą  z  rogi,
A  prawie  nas  ziemskiemi  na  wszem  czyni  bogi.  
A  gdy  k  temu  rozumem  będzie  ozdobiona,
Nie  inaczej,  by  perła  złotem  osadzona.  
Już  sie  więc  na  wsze  strony  świeci  w  swej  jasności
A  daleko  sie  błyszczą  jej  sławne  zacności
Ale  kto  ją  też  zasię  ozdobiwszy  złotem,
Przysadziwszy  piękny  smalc  i  popluska  błotem,
Już  sie  mieni  jej  zacność  w  onym  marnym  smrodzie,
Jakoby  zacny  smarag  powiesił  w  wychodzie,
Albo  gdy  w  pięknym  gmachu  marnym  dymem  kurzą,
Albo  gdy  jasne  słońce  zajdzie  szpetną  burzą.
Także  rozum  bez  cnoty,  gdzie  sie  zamnoży,
Pospolicie  ku  złemu  barziej  sie  zatrwoży.
Już  sie  więc  jego  strzelby  na  wspak  obracają,
A  gdzie  barzej  obrazić,  tu  miejsca  macają.

A  kiedy  ji  więc  kto  zmiesza  z  poczciwością  
A  nie  da  sie  uwodzić  wszeteczną  chciwością,  
Przyczytając  każdemu,  co  komu  należy,  
Ten  zawżdy  zawod  wygra,  bo  z  drogi  nie  zbieży.  
A  iż  k  temu  swą  sławę  chowa  sprawiedliwie,
Ni  z  kim  nie  jest  obłudnie,  lecz  z  każdym  prawdziwie.
Blask  od  złota  nie  ćmi  mu  poczciwego  wzroku
A  od  cnej  powinności  nie  zstąpi  na  kroku.
Język  ma  w  posłuszeństwie,  na  szrot  go  nie  puszcza
I  drugiego  k  złym  sprawam  nigdy  nie  poduszcza.
Szkodliwie  nic  nikomu  nigdy  nie  zaszkodzi,
Owszem  aby  wszem  służył,  zawżdy  na  to  godzi.
Upadłego  w  przygodzie,  czym  może,  ratuje
A  na  wszem  onę  jasną  szczyrość  okazuje.
A  ktoż  by  mogł  takiego  naganić  prawdziwie,
Ktory  by  żył  w  tak  zacnych  zwyczajoch  poczciwie?
Chybaby  sie,  nie  wstydał  ni  ludzi,  ni  Boga
A  musiałaby  pewnie  być  tam  we  łbie  trwoga.
By  też  zrosły  u  bydła  albo  był  pasterzem,
Przedsię  go  u  swej  cnoty  może  zwać  kanclerzem.

A  kiedy  jeszcze  k  temu  nauka  przypadnie,
Już  ono  przyrodzenie  jeszcze  więcej  zgadnie,
Jakiemi  sie  przypadki  ma  cnota  ozdobić
I  jakiemi  jej  pokoj  spalerami  obić.
Bo  acz  koń  cudne  źwirzę,  kiedy  bystro  kroczy,  
Ale  gdy  w  pięknej  uździe,  jeszcze  bujniej  skoczy.
Albo  i  białagłowa,  gdy  brwi  zafarbuje,
Już  więc  sobie  w  taneczku  bujniej  poskakuje.
Bo  więc  i  miedź,  gdy  będzie  pięknie  pozłocona,
Albo  folga  pod  prosty  kryształ  podprawiona,  
Już  każda  rzecz  zacniejsza  ozdobiona  bywa
A  już  sie  tej  nikczemność  pięknością  pokrywa.
Takżeć  cne  przyrodzenie  cnotą  ozdobione,
Gdy  k  temu  naukami  będzie  przystrojone,
Wiele  może  podparte  być  tym  przyrodzenie,  
Gdyż  każdemu  stworzeniu  potrzebne  ćwiczenie.
Bo  zwyczaj  złej  natury  siła  złamać  może,
A  gdy  sie  z  dobrą  zmiesza,  więcej  jej  pomoże.

Bo  i  owa  tablica  siła  przed  tą  miewa,
Ktora  tak  goło  wisi,  co  pisana  bywa.  
Bo  sie  gołą  tablicą  tak  nasz  rozum  rodzi
A  co  na  niej  napiszą,  to  już  więc  z  tym  chodzi.
A  jako  paw  przed  kury  w  pierze  ozdobiony,
Tak  sie  też  przed  prostaki  szyrzy  nauczony.
Bo  jedno  ma  z  ćwiczenia,  z  przyrodzenia  drugie,  
A  na  każde  postępki  ma  świadectwa  długie.
A  tak  to  jest  każdemu,  kto  sie  jedno  baczy
A  kogo  wżdy  rozumem  szczęście  ozdobić  raczy,
Nade  wszytko  przystojnie,  aby  sie  tym  parał,
Czym  by  w  sobie  swowolne  sam  myśli  pokarał.  
Bo  to  rozum  nawiętszy,  kto  sie  sam  doznawa
A  to,  co  mu  przystoi,  pięknie  rozeznawa.
Czego  acz  z  przyrodzenia  czasem  wiele  znajdzie,
Ale  bezpieczniejszy  krok  ku  onej  cnej  prawdzie,
Kto  ją  umie  rozeznać:  jednę  część  z  nauki,
A  drugą  z  przyrodzenia,  nie  ledać  to  sztuki.

Ale  gdzie  sie  zaś  upor  zaplecie  w  rozumie,
Wielki  gwałt  przyrodzenia  zawżdy  czynić  umie.  
A  prożno  sie  takowy  ma  mądrym  nazywać,  
Kto  w  tym  burzliwym  morzu  bez  wiosła  chce  pływać.  
I  nie  zawżdy  tam  będzie,  gdzie  myśli  w  tej  stronie:  
Zapłynąwszy  na  głębię,  barzo  rad  utonie.  
Bo  zawżdy  więc  takowy  musi  sie  obłądzić,
Co  sie  uporu  swemu  da  tak  na  wszem  rządzić.
Już  tam  mało  rozumu,  gdzie  upor  panuje
A,  by  nalepsze  sprawy,  opak  on  nicuje.
Wszyscy  namędrszy  ludzie  takiemu  zawadzą,
Choć  mu  czasem  nalepiej  i  na  dobre  radzą.
A  gdy  sie  żadnemu  on  w  tym  nie  da  hamować,
Tam  rozum  uporowi  musi  ustępować.
A  barzo  to  jest  sroga  dziś  na  wszytki  wędka,
Upornie  w  rzecz  wskakować  bez  rozumu,  z  prędka.
Więc  też  snadź  ani  wiedzy  tacy,  jako  giną,
Bo  upornych  myśli  ich  przygody  nie  miną.
A  każdy  im  bezpieczniej  w  swym  uporze  chodzi,
Tym  rychlej  nie  obaczy,  gdzie  w  siodło  ugodzi.
Lecz  gdzie  poczciwy  rozum  dawa  sobie  radzić,
Temu  żadna  przygoda  nie  może  zawadzić.
Bo  łacno  przyć  ku  kresu,  kto  sie  da  nauczyć,
I  bezpiecznie  we  wszytko  ten  może  utuczyć.
A  nadobna  to  w  każdym  jest  zawżdy  przysada,
Gdzie  sie  złącza  z  rozumem  na  wszem  mądra  rada.

A  tak  gdyż  ty  klenoty  tak  zacne  baczycie,
Dzierżcie  sie  ich,  radzę  wam,  potym  obaczycie.



Íîâ³ òâîðè